poniedziałek, 7 listopada 2016

E. M. Delafield, Z pamiętnika prowincjonalnej pani - 4

Źródło zdjęcia

25 listopada.— Rano idę obciąć włosy i zrobić manikiur z okazji kolacji u Lady B. Przydałyby się nowe wieczorowe pończochy, jednak przygnębiające doniesienia z Banku, wciąż utrzymujące, że jestem na minusie, powstrzymują mnie, do tego raczej nieprzyjemnie sformułowany list od Panów Frippy’ego i Colemana z żądaniem zapłaty zaległości listem zwrotnym. Postanawiam nie wspominać o tym Robertowi, ponieważ wczoraj przyszedł rachunek za węgiel, a także przypomnienie o zaległym podatku, więc odpisuję kulturalnie panom F. i C., że czek zostanie przesłany w najbliższych dniach (może pomyślą, że zawieruszyła mi się książeczka czekowa.)

Czarna suknia ze złotem została przerobiona przez Mademoiselle bardzo zadowalająco, ale muszę pięć razy układać włosy, bo fala źle leży. Robert niefortunnie wchodzi w chwili, gdy używam nowej, bardzo drogiej szminki, i mocno nie pochwala efektu.

(Pod rozwagę: Czy częstsze pobyty Roberta w Londynie, gdyby udało się go do tego nakłonić, wpłynęłyby na liberalizację jego poglądów w tej sprawie?)

Wyrażam przekonanie, że się spóźnimy, ponieważ Robert ma problemy z uruchomieniem samochodu, ale Robert odmawia agitacji. Zmuszonam dodać, że dalsze wydarzenia usprawiedliwiają jego postawę, ponieważ zjawiamy się za wcześnie, nawet zanim Lady B schodzi na dół. Naliczyłam co najmniej tuzin hiacyntów wschodnich w wazonach w całym salonie (z pewnością wyhodowane przez jednego z ogrodników, cokolwiek powie Lady B. Postanawiam nie robić żadnych uwag na ich temat, ale wiem, że to nieuprzejme.)

Lady B. schodzi ubrana w srebrną koronkową kreację prawie zamiatającą podłogę, z nową linią talii. Mniejsza o to, czy jest na miejscu, czy nie, ale sprawia, że wszystkie inne suknie wyglądają przy niej staroświecko.

Oprócz nas jest jeszcze dziewięć osób, większość z nich gości w domu gospodarzy. Nikt nikogo nie przedstawia. Zgaduję, że pani w czymś w rodzaju niebieskiego arrasu  popełniła Symfonię na trzy płcie.

Akurat gdy zawołano do kolacji Lady B. mruknęła do mnie: "Posadziłam panią przy Sir Williamie. Jest zainteresowany wodociągami, wie pani, i pomyślałam, że pani z chęcią porozmawia z nim o miejscowych warunkach."

Ku memu zaskoczeniu Sir W. z miejsca przechodzi do kwestii Regulacji Narodzin. Nie umiem powiedzieć, dlaczego i w jaki sposób ten temat wypłynął, ale zdecydowanie wolę to od wodociągów. Naprzeciwko siedzi Robert przy Symfonii na trzy płcie. Mam nadzieję, że się dobrze bawi.

Rozmowa staje się ogólna. Wszyscy (oprócz Roberta) rozmawiają o książkach. Wszyscy mówimy, (a) że przeczytaliśmy Dobrych towarzyszy, (b) że to bardzo długa książka, (c) że została wybrana na Książkę Miesiąca Klubu w Ameryce i musi się sprzedawać w ogromnych nakładach, i (d) że Sprzedaż w Ameryce jest tym Co Się Naprawdę Liczy. Następnie przechodzimy do Orkanu na Jamajce  i mówimy (a) że to dość krótka książka, (b) że jesteśmy nią zniesmaczeni – lub, przeciwnie, zachwyceni – i (c) że Dzieci naprawdę takie . W tym momencie ujawnia się mniejszość, która Nie Może Uwierzyć, że są takie dzieci na Świecie, które mogłyby nie zauważyć zniknięcia Johna. Może zgodzić się na wszystko inne, ale na to nie. Dyskusja jest bardzo ożywiona. Rozmawiam z młodzieńcem w rogowych oprawkach po mojej lewej stronie o Jamajce, gdzie żadne z nas nie było. To prowadzi – nie wiem, w jaki sposób – do polowania na jeleni i ostatecznie do homeopatii. (Ku pam.: To ciekawe, jeśli czas pozwoli, prześledzić ciąg myśli prowadzący od jednego tematu do drugiego. Druga, i bardzo niepokojąca idea: być może taki ciąg myśli nie istnieje.) Właśnie zaczynamy wymieniać poglądy na temat hodowli ogórków w cieplarniach, gdy Lady B. wstaje zza stołu.

Idziemy do salonu i wszystkie wołamy, jak dobrze zobaczyć ogień w kominku. Pokój jest b. zimny. (Pod rozwagę: Czy to dobre dla cebulek?) Pani w niebieskim arrasie rozpina włosy, które, jak mówi, zapuszcza, i upina je z powrotem. Rozmowa schodzi na fryzury. Przygnębiona, odkrywam, że cały świat, poza mną, znów zapuścił lub zapuszcza włosy. Lady B. mówi, że Obecnie nigdzie już nie zobaczysz Odwróconego Boba, ani w Londynie, ani w Paryżu, ani w Nowym Yorku. Niedorzeczne.

W trakcie wieczoru odkrywam, że niebieski arras nie ma nic wspólnego z literaturą, a jest Państwowym Inspektorem Sanitarnym, natomiast autorem Symfonii na trzy płcie jest blady młodzieniec w rogowych oprawkach. Lady B. pyta, Czy naprowadziłam go na temat perwersji, zawsze mówi o tym tak zajmująco. Odpowiadam wymijająco.

Mężczyźni wchodzą i wszyscy udają się do sali bilardowej (akurat gdy w salonie zrobiło się trochę cieplej), gdzie Lady B. inauguruje nieprzyjemną grę zręcznościową z bilami, wymagającą posiadania Prostego Oka, którego większość z nas nie posiada. Robert radzi sobie świetnie. Podbudowana czuję, że to o wiele bardziej satysfakcjonujący sposób wyróżnienia się niż autorstwo Symfonii na trzy płcie.

Gratuluję Robertowi w drodze do domu, ale odpowiedzi brak.

26 listopada—Robert przy śniadaniu mówi, że już nie jesteśmy tacy młodzi, żeby zarywać noce.

Frippy i Coleman żałują, że nie mogą pozwolić na ujemne saldo na rachunku, i uprzejmie proszą o czek zwrotny, w przeciwnym razie będą zmuszeni, z największą przykrością, podjąć Dalsze Kroki. Napisałam do Banku z prośbą o przeniesienie sześciu funtów, trzynastu szylingów i dziesięciu pensów z rachunku depozytowego na bieżący. (W ten sposób zostają trzy funty, siedem szylingów i dwa pensy, żeby utrzymać rachunek depozytowy.) Postanawiam przesunąć płatność za dostawy mleka na następny miesiąc i zapłacić zaliczkę za czyszczenie zamiast pełnego rachunku. Dzięki temu mogę wysłać do F. i C. czek z odroczoną datą realizacji od 1 grudnia, kiedy wpłynie utrzymanie. Niestabilność finansowa jest b. wymagająca.


28 listopada—Potwierdzenie od F. i C. z zapewnieniem, że nadal są do moich usług – ale ewidentnie nie zdają sobie sprawy, ile wysiłku kosztowało mnie wyprostowanie spraw z nimi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz