poniedziałek, 11 stycznia 2016

Louis MacNeice, Dedicatory Poem to Collected Poems 1925-1948

Do Hedli

Działam jak młodszy, niż jestem, myślę, jak starszy,
Pochowałem tyle bezładnych chwil w tym wyborze,
Że czuję się zmalały; jak gdyby kwietniowa odpowiedź
Odpadła jak liść od Pytania i teraz się kręci,
Przemija wraz z rokiem, łączę widmo i obraz,
By dać je tobie, Hedli, jak prezent na teraz.

Ponieważ żyję, zbyt często, tu i teraz,
Nie ufam przyszłym bogom, nie dbam o starszych,
którzy stworzyli mych ojców na swój obraz,
I teraz stoję tu, ogłuszony wyborem
Wściekłych dźwięków, co płyną, gdziekolwiek się skręci,
Na tych, którzy dopiero poznali odpowiedź.

Przykładam ucho do ziemi, lecz brak odpowiedzi,
Choć wiem, że Słowo, jak bulwa, tkwi tam teraz,
I że podziemne koła wciąż się kręcą,
By świat wybuchnął zielenią, kiedy my starsi,
A Inni będą dojrzalsi, by zrosić wybór
świeżym listowiem wglądów i kwieciem obrazów.

Kiedyś byłbym rad, gdyby rzeczy swój obraz
Odbijały w swym blasku, a odpowiedzi
Były szybkie i płynne, i z morza wybrać
Byłoby można przygodną rzecz na teraz:
Kość albo muszlę, wiadomość od starszego
Wyrzutka, po którego statek nie skręcił.

Lecz teraz nie jestem rad, nic się już nie odkręci,
Płaty winy spadają z prywatnych obrazów,
Poeci, których znam, młodzi i starsi,
Skazani na ciszę, chyba że zgadną odpowiedź,
Którą ponura przeszłość ukryła w teraz,
Którą się ledwo da wyczuć w tym wyborze.

Więc w tym momencie wręczam ci ten wybór,
W nadziei, najdroższa, że nie będzie pokrętny,
I że twe palce, kartkując, uwolnią teraz
Salut dla moich mar i rupieci obrazów
I półślepych pytań wciąż bez odpowiedzi,
Których brak nie jest mniejszy, im jestem starszy.

Coraz starszy. Czy tam, gdzie trzeba, skręciłem?
Rytm i obraz to wciąż połowa odpowiedzi

I połowiczny wybór. Lecz przyjmij to teraz.

niedziela, 10 stycznia 2016

Osip Mandelsztam, Ludzkie zboże

Wiele, wiele jest ziaren w worku, jakkolwiek by ich nie przetrząsać, jakkolwiek by nie przesypywać, wciąż to samo. Żadna liczba Rosjan, Francuzów, Anglików sama w sobie nie tworzy narodu, to wciąż te same ziarna w worku, to samo zboże ludzkie, niezmielone, czystailość. Ta czysta ilość, to ludzkie zboże pragnie być zmielone, zamienione w mąkę, upieczone w chleb. Stan ziarna w bochnach chleba odpowiada stanowi indywiduum w tym zupełnie nowym i niemechanicznym połączeniu, które nazywa się narodem. I oto nadchodzi taka epoka, kiedy chleba się nie piecze, kiedy spichlerze są pełne ludzkiego zboża, lecz nie ma przemiału, młynarz zniedołężniał i zmęczył się, a szerokie błoniaste skrzydła młynów bezbronnie czekają na pracę.
Duchowy piec historii, niegdyś tak szeroki i pojemny, gorący i gospodarny piekarnik, z którego wyszło wiele rumianych chlebów, zastrajkował. Ludzkie zboże wszędzie szumi i faluje, lecz nie pragnie stać się chlebem, choć do tego przymuszają go prostaccy posiadacze, właściciele sąsieków i spichlerzy, którzy uważają się za jego gospodarzy.
Era mesjanizmu ostatecznie i bezpowrotnie skończyła się dla europejskich narodów. Wszelki mesjanizm głosi w przybliżeniu następujące: tylko myśmy chlebem, a wyście byle ziarno, niegodne przemiału, lecz możemy zrobić tak, że i wy zostaniecie chlebem. Wszelki mesjanizm jest naprzód nierzetelny, kłamliwy i obliczony na niemożliwy rezonans w świadomości tych, do kogo kieruje podobne propozycje. Żaden naród mesjanizujący i wieszczący nigdy nie został usłyszany przez inny. Wszyscy mówili w pustkę i ułudne przemowy płynęły równocześnie z różnych ust, nie zauważając siebie nawzajem.
Jest jeden czynnik, który sprzyja powstaniu i rozkwitowi wszelkiego mesjanizmu, każe narodom bredzić ustami nieodpowiedzialnych pityjskich wyroczni, który na długi czas zamienił Europę w pityjskie targowisko idei narodowych: ten czynnik to rozszczepienie politycznego i istotnego kulturowo-gospodarczego życia narodów, rozwarstwienie wymiaru politycznego i narodowego, w uproszczonym ujęciu – niezgodność granic politycznych i narodowych. Lecz w cygańskim taborze etnografii nie ma miejsca dla drapieżników, tutaj pląsa oswojony niedźwiedź, a orła uwiązano za chorą łapę. Polityczne rozbujanie się Europy, jej niestrudzone pragnienie przekrajania swoich granic można traktować jako kontynuację procesów geologicznych, wstrząsów, charakterystycznych dla najmłodszego, najdelikatniejszego, najbardziej historycznego kontynentu, czyje ciemię jeszcze nie skostniało, jak ciemiączko dziecka. Lecz życie polityczne jest katastroficzne w swej istocie. Dusza polityki, jej natura to katastrofa, niespodziewany uskok, zniszczenie. Dobrze jest mieszczanom z „Fausta” na ławeczce, popalając fajkę roztrząsać tureckie sprawy. Trzęsienie ziemi jest przyjemne z daleka, gdy nie przeraża. Jeżeli nie słychać huku wydarzeń politycznych, dla Europy, na wskroś upolitycznionej w swym odczuwaniu świata, to samo w sobie stanowiło wydarzenie:
Carów i ziemskich carstw pociecha –
Umiłowana cisza,
czyli zwyczajny brak katastrofy, był postrzegany prawie namacalnie, jako swoisty delikatny eter ciszy. Katastroficzność politycznego żywiołu sama w sobie doprowadziła do ukształtowania się w samej głębi historycznej Europy potężnego prądu, który obrał sobie za zadanie uśmiercenie życia politycznego jako takiego, zniszczenie samodzielnego i katastrofalnego żywiołu politycznego, walkę z historyczną katastrofą, gdziekolwiek i jakkolwiek się ujawni – ten prąd wydarł się z takiej głębi, że samo jego pojawienie się wyglądało jak katastrofa, lecz, wcale nie będąc katastroficznym w swej istocie, tylko przez nieporozumienie mogło zostać odebrane jako nowe polityczne trzęsienie ziemi, nowa historyczna katastrofa w szeregu innych.
Odtąd polityka umarła jako żywioł, i niech trzykrotnie będzie błogosławiony jej żywot. Wielu jeszcze mówi w starym języku, lecz żaden kongres polityczny w rodzaju wiedeńskich czy berlińskich już nie jest możliwy w Europie, nikt nie będzie słuchał aktorów, zresztą sami aktorzy już nie potrafią grać.
Więc zatrzymanie się życia politycznego Europy jako samoistnego procesu katastroficznego, zakończonego wojną imperialistyczną, zbiegło się z ustaniem organicznego wzrostu idei narodowych, z powszechnym rozpadem narodowości na zwyczajne ziarno ludzkie, zboże, i teraz w głos tego zboża ludzkiego, tej – zgodnie z obecnym niezręcznym określeniem – masy, powinniśmy się wsłuchiwać, żeby zrozumieć, co dzieje się z nami teraz i co nam zgotuje nadchodzący dzień.
Nie w młynie historii politycznej, nie w ciężkich żarnach katastrofy zostanie ludzkie zboże przemienione w mąkę. Teraz trzykrotnie błogosławione jest wszystko, co nie jest polityką w starym słowa znaczeniu, błogosławiona jest ekonomia z jej patosem powszechnego zadomowienia, błogosławiony jest kamienny topór walki klasowej, wszystko, co jest pochłonięte wielką troską o urządzenie światowego gospodarstwa, wszelka roztropność i gospodarność, wszelki lęk o wszechświatowe ognisko. Dobro w znaczeniu etycznym i dobro w znaczeniu gospodarczym, tj. całokształt sprzętów, narzędzi produkcji, powszechnego majątku zaskarbionego mozołem tysiącleci, jest teraz jednym i tym samym.
Żaden naród już nie samookreśli się w toku walki politycznej. Niezależność polityczna już nie czyni narodu; tylko rzucając swój wór na ten nowy młyn, na żarna tej nowej troski, uzyskamy z powrotem czystą mąkę – naszą nową istotę narodową.
Wstyd wczorajszego mesjanizmu jeszcze pali twarze europejskich narodów, i nie znam bardziej palącego wstydu po wszystkim, co się stało. Wszelka idea narodowa we współczesnej Europie jest skazana na nicość, póki Europa nie odnajdzie siebie jako całości, nie poczuje się osobowością moralną. Poza wspólną, macierzystą świadomością europejską niemożliwa jest żadna mniejsza narodowość. Droga wyjścia z rozpadu narodowego, ze stanu ziarna w worze do powszechnej jedności, do międzynarodowości, prowadzi przez odrodzenie świadomości europejskiej, przez odbudowę europejskości jako naszej większej narodowości.
Poczucie Europy, głuche, stłumione, uciemiężone przez wojny i waśnie domowe, powraca w obręb działających, pracujących idei. Rosja przechowała to poczucie dla Europy skrycie i żarliwie, rozpalała ten ogień zawczasu, jak gdyby niepokojąc się, że może zgasnąć. Przypomnijmy Hercena, nie jego poglądy, lecz jego europejską zaradność, gospodarność – wędrował przez państwa Zachodu jak gospodarz po ogromnych rodzimych włościach. Przypomnijmy stosunek Karamzina i Tiutczewa do ziemi Zachodu, do europejskiej gleby. I ten pierwszy, i ten drugi najsilniej czuli glebę Europy tam, gdzie ona wybrzuszyła się górami, gdzie przechowuje żywą pamięć o katastrofie geologicznej. Tutaj, w Szwajcarii, Karamzin przelał sentymentalne łzy rosyjskiego podróżnika. Alpom poświęcone są najlepsze wiersze Tiutczewa. Zupełnie swoiście na wskroś uduchowiony stosunek rosyjskiego poety do geologicznej wybujałości alpejskiego pasma górskiego można wytłumaczyć właśnie tym, że tutaj bujna geologiczna katastrofa podniosła w mocne pasma gór jego rodzimą ziemię historyczną, ziemię, która niesie Rzym i sobór świętego Pawła, ziemię, która niosła Kanta i Goethego, i dlatego tutaj
coś świątecznego się unosi,
jak niedzielna cisza.
Tak europejskie wiersze Tiutczewa są uduchowione historycznym poczuciem europejskiej gleby, i podwójną tiarą są dla poety zwieńczone europejskie Himalaje.
W dzisiejszej Europie nie ma i nie powinno być żadnej wielkości, ani tiar, ani koron, ani majestatycznych idei, przypominających masywne tiary. Gdzie podziało się to wszystko, cała masa litego złota historycznych kształtów idei? Wróciło do stanu stopu, do płynnej złotej magmy, nie przepadło; a to, co rości sobie prawo do wielkości, jest podróbką, butaforią, papier-mache. Trzeba spojrzeć trzeźwo: dzisiejsza Europa to ogromny spichlerz ludzkiego zboża, najprawdziwszego ludzkiego zboża, i wór z ziarnem jest teraz bardziej monumentalny od gotyku. Lecz każde ziarno przechowuje pamięć o pewnym dawnym helleńskim micie o tym, jak Jupiter zamienił się w zwykłego byka, żeby na swym szerokim grzbiecie, ciężko parskając, z różową pianą zmęczenia na pysku, przenieść przez ziemskie wody drogocenny ciężar – delikatną Europę, a ona wątłymi rękoma trzymała się krzepkiej kwadratowej szyi.

'One infallible symptom of greatness is the capacity for double focus', W. H. Auden

According to the Oxford Dictionary 'parable' means 'any saying or narration in which something is expressed in terms of something else'. 'Also,' it adds, 'any kind of enigmatical or dark saying.' This should certainly cover the whole range of my specimens from the Faerie Queene, which Spenser himself described as a 'dark conceit', to the Ancient Mariner, Waiting for Godot, Pincher Martin or the poems of Edwin Muir. Within this range there will naturally fall some works that can be labelled with my discarded words and can be correctly described, in whole or in part, as allegories, fantasies and so on. But, to counter the 'dark saying' of the dictionary, I should like to anticipate some of my later remarks and state baldly here that one very valuable kind of parable, and particularly so today, is the kind which on the surface may not look like a parable at all. This is a kind of double-level writing, or, if you prefer it, sleight-of-hand. It has been much used by poets and one could make out a case that all worthwhile poetry involves something of the sort.
Louis MacNeice, The variety of parable.
Według Słownika Oksfordskiego, przypowieść to "każda wypowiedź lub narracja, w której jedna rzecz jest wyrażona za pomocą innej, a także każdy rodzaj enigmatycznej lub zawiłej wypowiedzi." To, z całą pewnością, można odnieść do wszystkich moich przykładów, od Królowej Elfów, którą sam Spenser opisał jako "zawiły koncept", przez Dawnego żeglarza, Czekając na Godota, Pincher Martin, aż do wierszy Edwina Muira. Do tego szeregu naturalnie włączą się utwory, do których można zastosować odrzucone przeze mnie określenia i które mogą być słusznie nazwane, w części lub w całości, allegoriami, fantazjami i tak dalej. Jednak, gwoli przeciwstawienia się "zawiłej wypowiedzi" ze słownika, muszę, poprzedzając niektóre moje dalsze uwagi, wysunąć śmiałe stwierdzenie, że bardzo cennym rodzajem przypowieści, szczególnie obecnie, jest taka przypowieść, która na pozór wcale nie wydaje się przypowieścią. Jest to rodzaj dwupoziomowego pisarstwa, lub, jak kto woli, kuglarstwa. Jest często używany przez poetów i zaryzykuję stwiedzenia, że każda wartościowa poezja ma w sobie coś z tego.

poniedziałek, 4 stycznia 2016

W. H. Auden, The Geography of the House / Geografia domu

(dla Christophera Isherwooda)

Zasiadając rano
W chatce kafelkowej,
Gdzie król pieszo chodzi
Zgodnie z porzekadłem,
Nawet melancholik
Wzniesie szczere dzięki
Do Natury za dar
Głównych uciech ciała.

Seks to tylko sen, gdy
Stuknie ósmy krzyżyk,
Przez młodzika radość
Jeszcze nie zaznana,
Niebo w gębie leży
W gestii kucharza,
Tej zaś od kołyski
Po grób zażywamy.

Na nocniku dziecko,
Gdy co trzeba zrobi,
Po raz pierwszy słyszy
Bezstronną pochwałę.
Więc porządny stolec
Od samego rana
Jest jak dobry omen
Przez dorosłość całą.

Objawienia Luter
Doznał na ustępie,
(Wiele tu krzyżówek
Rozwiązano). Z sensem,
Zrobił Rodin rzeźbiąc
Swego Myśliciela
W pozie męża, skupio-
nego na sedesie.

Sztuki mają źródło
W tym pra-akcie twórczym
Dla artysty własnym:
Twórca życie spędzi
Mierząc się z wybraną
Treścią, by ją wydać
W od-narcyz-tycznionym
Trwałym ekskremencie.

To nie Freud wymyślił
Skąpca z zatwardzeniem:
Bank depozyt nocny              
Przyjmie w każdej chwili.                  
Narodowy pieniądz               
Twardy jest lub miękki,         
Płynne albo trwałe                
Są aktywa firmy.                    

Matko Świata, naszych         
Nie zwieraj wnętrzności,       
Póki my żyjemy;
Oczyść nam umysły:
Daruj dobry koniec
Zamiast zdziecinnienia,
Pieluch i gderania
W podrzędnym schronisku.

Trzymaj nas w szeregu:
Gdy wpadamy w afekt,
Gdy od Wyższej Wiedzy
Już jesteśmy o krok,
Sprowadź nas na ziemię
wizją, jaki grymas,
ma, kiedy go kręci
w brzuchu, Większy Prorok.

(Ortodoksja dług ma
U kanalizacji:
W czasach Augustyna,
I za Swifta też
Smród z rynsztoku ciągle
W nozdrzach pozostawał,
Jako mocny dowód
Manichejskich tez.)

Ciała i umysłu
różnią się rozkłady:
nie da się, nim rano
tutaj się udamy,
pozostawić zmartwień
dnia, co jest za nami,
i przed tym, co ma być,

z całym męstwem stanąć.

sobota, 2 stycznia 2016

W. H. Auden, O what is that sound / O, co to za dźwięk

O, co to za dźwięk wciąż w uszach brzmi,
Tam, przy dolinie, bębni, bębni?
To przez dolinę żołnierze szli,
Skarbie, ubrani w czerwień.

O, co to za światło tak jasno lśni,
Co tam, w oddali, błyska, błyska?
To słońce bije z bagnetów ich,
Skarbie, gdy idą szybko.

O, co oni robią w rynsztunku tam?
Co oni robią o świcie, o świcie?
Armia często manewry ma,
Skarbie, a może ćwiczy.

O, czemu nagle zmienili szyk?
Czemu skręcili tak prędko, tak prędko?
Pewnie na rozkaz dowódców swych,
Skarbie, dlaczego klękasz?

O, czy do lekarza zmierzają bram,
Czy zatrzymują swe konie, swe konie?
Nie, żaden z nich nie odniósł ran,
Skarbie, wszyscy są zdrowi.

Czy do plebanii pukają wrót,
Czy o proboszcza pytają, pytają?
Nie, już minęli kościelny dwór,
Skarbie, bez zatrzymania.

To musi być farmer, to jego dom,
To musi być farmer przebiegły, przebiegły!
Nie, już daleko od farmy są,
Skarbie, i teraz biegną.

O, dokąd odchodzisz, opuszczasz mnie?
Czy twe przysięgi są na nic, na nic?
Moja przysięga - kochać cię,
Skarbie, lecz mam cię zostawić.

O, próg zniszczony, rozbite drzwi,
O, do tej bramy skręcają, skręcają.
Dudni podłoga od kroków ich,
I oczy im się palą.