czwartek, 1 marca 2018

Przygoda z wierszem: Adam Mickiewicz, Stepy Akermańskie

Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu,
Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi,
Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,
Omijam koralowe ostrowy burzanu.

Już mrok zapada, nigdzie drogi ni kurhanu;
Patrzę w niebo, gwiazd szukam, przewodniczek łodzi;
Tam z dala błyszczy obłok? tam jutrzenka wschodzi?
To błyszczy Dniestr, to weszła lampa Akermanu.

Stójmy! - jak cicho! - słyszę ciągnące żurawie,
Których by nie dosięgły źrenice sokoła;
Słyszę, kędy się motyl kołysa na trawie,

Kędy wąż śliską piersią dotyka się zioła.
W takiej ciszy! - tak ucho natężam ciekawie,
Że słyszałbym głos z Litwy. - Jedźmy, nikt nie woła.

Znam ten wiersz od bardzo dawna, ale dopiero lektura krymskiego wiersza Mandelsztama sprawiła, że spojrzałam na sonet Mickiewicza świeżym wzrokiem i dostrzegłam w nim... nieścisłość. Chodzi o drobiazg - o zurawie. Od Mandelsztama wiem, że odlatujące żurawie przelatują nad Krymem w siepniu. Jednak w pierwszej strofie Mickiewiczowskiego sonetu znajdujemy sugestywny opis kwitnącego stepu - rzecz absolutnie niemożliwa w sierpniu, kiedy cała roślinność jest wypalona po gorącym lecie.

Sprawdzam, kiedy Mickiewicz odbył swoją podróż krymską: na Krymie był od 29 sierpnia do 27 października 1825 roku, ale w Akermanie wcześniej - w maju tegoż roku. Czyli kwitnący step się zgadza. Ale skąd żurawie? Może w maju wracają z południa? Nie, robią to o wiele wcześniej, w marcu. Przy okazji dowiedziałam się, że latarnia morska w Akermanie została zbudowana po 1825 roku, czyli Mickiewicz na pewno nie mógł mieć jej na myśli mówiąc o "lampie Akermanu". Moja wiedza przyrodnicza i geograficzna wzbogacała się, jednak nie przybliżało mnie to do rozwiązania zagadki żurawi. Można by zadać pytanie - dlaczego to jest dla mnie takie istotne? Na które odpowiem: to drobiazg, który kłóci się z moim rozumieniem dobrej poezji.

W końcu (na dobrą sprawę, od tego trzeba było zacząć, ale wówczas nie byłoby suspensu) sięgnęłam po BN-owskie krytyczne wydanie poezji Mickiewicza. Okazało się, że zachowały się bruliony, na podstawie których można dość dokładnie odtworzyć przebieg pracy poety nad wierszem. I - bingo - w najwcześniejszej - a więc najbliższej aktualnemu doświadczeniu wersji żurawi nie ma, są natomiast gęsiory ("słychać lot powolny / dzikich gęsiorów drżących przebudzić sokoła"). Żurawie pojawiają się później - pewnie jako rym do "na trawie".

Czyli pierwotna obserwacja, która uruchomiła impuls twórczy, jest ścisła, ale potem poeta od niej odchodzi, bo zgodność z rzeczywistością nie jest jego wewnętrznym priorytetem. Co więcej, cała praca nad tekstem zmierza w kierunku odrealnienia obrazu: "zatoki zboża i wyspy burzanu" ustępują miejsca bajecznym "koralowym ostrowom", a "słychać co swey kochance szepcze konik polny" (opis dźwięku) zostaje zastąpione przez "słychać kędy się motyl kołysa na trawie" (coś, czego właściwie nie da się usłyszeć). To odrealnienie sprawia, że konkretny obraz stepu niepostrzeżenie przemienia się w symboliczny obraz utraconego Edenu, do którego wpełzł wąż - i tym utraconym Edenem jest Litwa (co powróci i zostanie rozwinięte w "Panu Tadeuszu").  Najpierw przestajemy widzieć step, potem przestajemy go słyszeć, a na koniec poeta po prostu zgniata go i odrzuca jak kartkę papieru: "Jedźmy, nikt nie woła".

Nie mogę rozstrzygnąć, czy takie rozmywanie rzeczywistości jest siłą czy słabością Mickiewicza, czy jest sednem jego talentu, czy jego skazą. Na pewno jest jego nieodłączną częścią.