środa, 1 stycznia 2020

Zeszły rok

Dawno nie miałam potrzeby robić podsumowania roku ale I feel like it now.

Pożegnanie roku. Pożegnałam się ideą zarabiania na życie przekładami i w ogóle z jakąkolwiek aktywnością zawodową związaną z przekładem. Przeczytałam wczoraj sympatyczny tekst o tym, że dla pisarza (można powiedzieć i szerzej, dla każdego kto w jakikolwiek sposób literaturą się para) najważniejszym postanowieniem noworocznym powinno być zbieranie odmów. Spojrzenie, oczywiście, bardzo amerykańskie, pomyślałam w duchu, bo w Polsce nikt nie wysyła odmów, a liczenie manuskryptów skazanych na ciszę nie ma większego sensu - w takiej samej ciszy leżą one na twardym dysku w komputerze. W każdym razie, zostawiłam za sobą ten lęk i ekscytację i wytrwałość potrzebne do zbierania odmów. Mam większą przyjemność z lektury odkąd przestałam kompulsywnie tłumaczyć każde zdanie w głowie.

Czyn roku. Po wielu latach freelancerstwa zaczęłam pracę na etacie. Czuję się dobrze wsiadając do porannego metra - cząstka planktonu biurowego - ze śniadaniówką i identyfikatorem na szyi. Cieszę się, że w moje pracy mówię po rosyjsku - okazało się to wielką przyjemnością i zaspokojeniem zaniedbanej, nieuświadamianej potrzeby bycia w otoczeniu ojczystej mowy.

Książka roku. Dużo czytam, ściślej mówiąc, dużo książek rozpoczynam i mało kończę. Te, które kończę, to przeważnie te czytane at one sitting. Prawie nie czytam współczesnej fikcji - zazwyczaj mnie rozczarowuje, nawet jak jest wciągająca i dobrze napisana. Najczęściej takich książek po prostu nie kończę. Wyjątkiem w tym roku był The Piano Tuner Daniela Masona, który utrzymał spójność wewnętrzną i sens aż do końca i Silence Once Begun Jesse'go Balla, któraa nie utrzymała. Próbowałam kryminału - P.D. James, Całun dla pielęgniarki, ale nie mogę się pozbyć poczucia straconego czasu na taką lekturę.
To, co najbardziej do mnie przemawia, to proza dokumentalna, dzienniki, listy, wspomnienia etc. W tym roku największe wrażenie na mnie zrobiły dwie książki francuskie - Herve Guibert, Przyjacielowi, który nie uratował mi życia i Annie Ernaux, Miejsce (czytałam po rosyjsku - Место в жизни). Guibert na liście do dalszej lektury - sporo go ostatnio wydają po angielsku.
No i oczywiście to, co lubię najbardziej - parables. Do tej grupy zalicza się Charles Williams (highly readable, dociągający śrubę na maksa), Amy Tan, Tove Jansson. To są książki poruszające emocjonalnie, w jakiś sposób przeformułowujące świat, za które jestem wdzięczna.
Przeczytałam też Dziennik 1957-58 Herlinga-Grudzińskiego, nie ten oficjalny, pisany nocą, ale prywatny, opatrzony wywiadem z jego córką. Pozostałam pod wrażeniem małości ludzkiej i miłości ludzkiej.
Dzięki książce Heleny Kelly o Jane Austen, o której pisałam, sięgnęłam po powieści Jane Austen. Persuasion i Sense and Sensibility przeczytane z wielką przyjemnością.
Nie podołałam Shirley Charlotte Bronte i Doktorowi Faustusowi Manna.
Plany na przyszłość: Don Juan Byrona, Boska Komedia Dantego (spróbuję po angielsku) i może nawet Goethe (też po angielsku).

Muzyka roku. Nadal Britten. 3-ci kwartet smyczkowy, niezmiennie koncerty w Leningradzie i Nocturne op. 60 w Vancouver. Oglądałam na żywo Billy'ego Budda - szwarc-charakter słaby, inscenizacja niepewnie próbuje usiedzieć na dwóch krzesłach z marnym efektem, i War Requiem - dość nijakie wykonanie, nic z niego nie pamiętam oprócz tego, że tenor był bardzo ruchliwy, a chór firmowy brittenowski wielogłos zepsuł bezsensownym wstawaniem po kolei. Znalazłam w sieci nagranie drugiego kwintetu fortepianowego Mozarta z Brittenem przy fortepianie i kwartetem Amadeus - pure bliss.
Odkrycie roku - Monteverdi, a w szczególności płyta Songs of Orpheus Kerima Sulaymana.
Odkrycie techniczne - wszystko jest w youtube i póki co są w sieci programy ściągające. Nie ufam streamingowi, póki mogę mieć stare dobre mp3.
Kupiłam sobie słuchawki, w których słyszę różnicę między 192 i 320 kbps.

Inne rzeczy. Kupuję sobie sporo ubrań i mam ubrania, które mi się podobają i pasują. Miałam krótką przygodę z vintage, ale jednak nie jest to moja para kaloszy. Został z tego wełniany trencz, niewełniany trencz, męski płaszcz YSL z czasów Toma Forda, jedwabna kurtka w liski i para marynarek.