poniedziałek, 17 grudnia 2018

O niewystarczalności przekładu 2

Drugi artykuł, który mnie zainteresował i dał wiele do myślenia, dotyczy wiersza z odległej kultury japońskiej. Jeżeli chodzi o literaturę japońską, większość czytelników nie ma szans na docenienie jej w oryginale, poza tym jej rozumienie wymaga znajomości nieoczywistych konwencji literackich i szczegółów obcej kultury. Wydaje się, że w takim przypadku sam przekład, nawet najbardziej wierny i dokładny, nie wystarcza. Wiersz japoński bez komentarza jest jak złożone kimono. Dopiero komentarz tłumacza może uczynić go zrozumiałym i uniwersalnym. A może i nie uczynić.

Autorką tego artykułu jest Anna Semida, japonistka, tłumaczka, dziennikarka, prowadząca blog HaikuDaily poświęcony japońskiej poezji na FB, w Livejournal oraz w Telegramie

Poniższy artykuł pochodzi stąd: https://haikudaily.livejournal.com/4103.html, przekład mój.


NA CO WSPINA SIĘ ŚLIMAK? 
Jedno z najbardziej znanych i lubianych w Rosji haiku opowiada o ślimaku, który powoli wspina się na górę Fudżi. Napisał je poeta Issa, i jest nam znane w klasycznym tłumaczeniu Wiery Markowej, które brzmi następująco:  
     Тихо, тихо ползи,     Улитка, по склону Фудзи     Вверх, до самых высот 
(Dosłownie: powoli, powoli pnij się/ ślimaku, po zboczu Fudżi/ do góry, na sam szczyt. 
Jest jeszcze jeden przekład Aleksandra Dolina: 
    Эй! Ползи, ползи!
    Веселей ползи, улитка,
    На вершину Фудзи 
(Hej! Pnijże się, pnij! / Pnij się raźniej, ślimaku,/Na szczyt Fudżi) 
[Dla porównania po polsku, w przekładzie Czesława Miłosza:
     Ślimaczku,     Wspinaj się na górę Fuji,     Ale powoli, powoli!]
Zobaczmy, co jest w tekście japońskim. 
蝸牛そろそろ登れ富士の山katatsumuri/ sorosoro nobore/ fuji-no yama 
katatsumuri — ślimak 
sorosoro — powoli 
nobore — wspinaj się, pełznij w górę
         fuji-no yama — góra Fudżi 
Dosłowne tłumaczenie wygląda następująco: 
Ślimaku, 
Powoli się wspinaj!
         Góra Fudżi 
Dla miłośników porównywania oryginału z przekładem od razu zaznaczymy, że w oryginale nie ma słów "szczyt", "wysokość", "zbocze", "hej", "raźniej". Czasownik "wspinaj się" nie powtarza się trzykrotnie oraz brak w nim jakichkolwiek wykrzykników. To wszystko jest dopowiedziane, za co jedni tłumacze tak lubią krytykować drugich.   
Ale moje pytanie dotyczy czegoś innego. 
Czy ślimak naprawdę wspina się na górę Fudżi? Przecież w oryginale nie ma żadnych przyimków. Czy może ślimak wspina się na tle Fudżi? Na przykład, po źdźble trawy, na które patrzy poeta, a dopiero ten obrazek nakłada się na plan dalszy, gdzie zarysowuje się góra? 
Oczywiście, nie mogę pozostać obojętna i też chcę pokusić się o własny przekład.Postanowiłam nie iść w ślady Wiery Markowej (aczkolwiek jej przekłady darzę czułą miłością) i Aleksandra Dolina i obejść się, na ile to możliwe, bez przymiotników i wykrzykników (zarówno części mowy jak i znaku). Zrezygnować ze "szczytów" i "zbocz" i położyć nacisk na ostatnią linijkę, która w oryginale jest jedynie nazwaniem Fudżi. (w ogóle mam wrażenie, że tu wcale nie chodzi o ślimaka, tylko o Fudżi - właśnie ją trzeba zobaczyć jako coś monumentalnego, całościowego i niedostępnego).  
Poza tym chciałabym pozostawić w tym haiku wrażenie nieokreśloności, jak w oryginale. Więc niech będzie na razie tak: 
Ползи, улитка.
Вот она —
Фудзи 
(Dosłowne: Pnij się, ślimaku./ Oto ona - / Fudżi) 
Więc niech każdy sam zdecyduje dla siebie, czy ślimak pełznie po zboczu góry, jak proponują nasi zasłużeni tłumacze, czy też, zgodnie z moją interpretacją, po umownym źdźble trawy lub pędzie bambusa, czy nawet po miniaturowej makiecie góry Fudźy, jak zasugerował autor najdziwniejszego komentarzu, jaki otrzymałam, i z którym wcale nie mogę się zgodzić.



***




Mój komentarz:

Przyznam się, że ten krótki artykuł uświadomił mi, czym jest poezja, że wielka poezja mimo wszystko jest uniwersalna oraz że interpretacja jest nie tylko techniką, ale też twórczością.

Oto haiku Issy, uznawane za jedno z największych osiągnięć poezji japońskiej. W przekładach, które dotychczas znałam, to nic innego, niż osadzona w egzotycznych japońskich realiach mądrość ludowa w rodzaju "wolniej jedziesz - szybciej dojedziesz" czy "mierz siły na zamiary". Wizualnie to obrazek przedstawiający stok bez początku i końca, po którym Syzyf, to znaczy ślimak, taszczy swoją muszlę. Nawet bracia Strugaccy, jeden z których był japonistą, nazwali swoją powieść "Ślimak na zboczu", podtrzymując utrwaloną interpretację. Nie mogłam zrozumieć, co wielkiego może być w tym mocno dydaktycnym wierszu.

I oto otrzymałam dobrą nowinę, że w tym haiku nie ma żadnego zbocza, po którym wspina się ślimak. I że można sobie wyobrazić, że ślimak wspina się po trawie, a góra stoi w tle. Jest to jedna z tych interpetacji, które od razu przekonują swoją trafnością. Wystarczy popatrzeć na jeden z drzeworytów Hokusai z serii trzydziestu sześciu widoków Fudżi, żeby zobaczyć, jak bardzo ugruntowane w japońskiej tradycji jest przedstawienie Fudżi w tle obrazu. Czy każdy za pierwszym razem dostrzeże Fudżi za słynną falą Hokusai?

Japanese 1760–1849
The new fields of O?no in Suruga Province (Sunshu? O?no Shinden) (1830–34)
from the Thirty-six views of Mt Fuji (Fugaku-sanju?-rokkei) series colour woodblock
26.0 x 38.2 cm (image and sheet)
The Japan Ukiyo-e Museum, Matsumoto

Taka perspektywa przypomina mi to, co Auden nazwał "podwójnym widzeniem" ("binocular vision"): "one infallible symptom of greatness is the capacity for double focus".

Issa pokazuje nam, że istnieje perspektywa, z której mały ślimak i góra Fudżi są równorzędne. Wówczas wiersz traci narzuconą mu przekładem jednoznaczność i nabiera znaczeń. A góra i ślimak, zrównane ze sobą, odzyskują swoje właściwe wymiary, bo zobaczyliśmy je oczami poety. I to jest uniwersalizm wielkiej poezji, która na moment pozwala nam zobaczyć rzeczy takimi jakie są.

Na tym polega twórcze zadanie tłumacza, żeby przekazać ten moment prawdy czytelnikowi. Problem zaczyna się wtedy, gdy tłumacz nie wychodzi poza troskę o formalną spójność, bo na tym polega profesjonalizm. Wtedy liczę sylaby, sprawdzam wszystkie możliwe znaczenia w słowniku, dobieram rymy, przestawiam tam i z powrotem wyrazy, szukam synonimów, szukam ekwiwalentów. Miarkuję, co można pominąć, gdzie można przestawić akcenty. Rozwlekam i skracam tekst do granic możliości. To jest bardzo ważna i potrzebna część pracy, ale jest to praca bezużyteczna, jeżeli zabraknie momentu twórczego. Bez niego mój przekład pozostanie jedynie katalogiem moich ulubionych chwytów przekładowych.

Uświadomiłam sobie to wszystko patząc na Issowego ślimaka na tle góry Fudży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz