poniedziałek, 10 września 2018

O niewystarczalności przekładu 1

Chciałabym zaprezentować dwa teksty, nad którymi ostatnio dużo myślałam i które nadały nowy kierunek mojemu myśleniu o przekładzie, o czym napiszę osobno.

          Pierwszy tekst (poniżej) to fragment wstępu Olgi Sedakowej - rosyjskiej poetki, eseistki, tłumaczki m.in. Rilkego, Celana, Mallarmego - do jej komentarza do Czyśćca z Boskiej komedii Dantego, który jest również dostępny na stronie internetowej autorki; jest tam też jej propozycja nierymowanego przekładu Pierwszej pieśni Czyśćca, który tworzy całość z komentarzem. 

Tekst ten stanowi moim zdaniem ciekawy przycinek do dawnej, z 1995 roku, dyskusji o polskich przekładach Komedii na łamach "Literatury na świecie" (nr 4/1995 - dużą część zamieściłam tu, szczególnie wypowiedzi Barańczaka), w której prawie wszyscy się zgodzili, że dobry przekład Dantego bez zachowania rymów i rozmiaru nie jest możliwy. Inna sprawa, że po rosyjsku już istnieje pełny, definitywny, a do tego nienaganny formalnie przekład wierszem Łozińskiego, po którym inni tłumacze mają niewiele do powiedzenia, więc są poniekąd zmuszeni do poszukiwania innych dróg.

 Kolejna rzecz w tym kontekście, to zagadnienie obcości i swojskości przekładu, czyli, ujmując to kontrastowo, czy tłumacz woli przekształcać obcy tekst, żeby przybliżyć go własnemu językowi czy też przekształcać własny język żeby oddać w nim obcy tekst. W tak zwanej rosyjskiej szkole przekładu dominowało to pierwsze podejście, i nieraz stopień przekształcenia tekstu był tak znaczny, że czytelnik sięgający po oryginał mógł mieć wrażenie, że czyta dwa różne utwory. 

Otwarte pozostaje pytanie, w jakim momencie troska tłumacza o rodzimego czytelnika zamienia się w nadopiekuńczość, i w jakim momencie troska tegoż tłumacza o oddanie oryginału zamienia się w intelektualną zabawę dla wąskiego grona wtajemniczonych, zdolnych porównać przekład z oryginałem.


OLGA SEDAKOWA

ROSYJSKI DANTE

W rosyjskiej kulturze jest ogromna luka: brak niewierszowanego, linijka po linijce, przekładu Boskiej komedii Dantego. I do tego przekładu opatrzonego komentarzem (o komentarzu powiem osobno). Myśląc o Komedii rosyjski czytelnik myśli o jej przekładzie wykonanym przez Michaiła Łozińskiego. 

Nie chcę, żeby moje dalsze uwagi zostały odebrane jako polemika z tym przekładem. Przekład Łozińskiego to wyczyn kulturowy. Nie sposób nawet wyobrazić sobie, z jakim ogromem różnorakich i arcytrudnych zadań zmierzył się tłumacz. Musiał, w gruncie rzeczy, stworzyć nowy ideolekt, w którym jest napisana jego Komedia - język poetycki wyrastający ze Srebrnego wieku i jego kultury słowa - język, jakiego jeszcze nie było w rosyjskiej poezji.(Przypis: Ten świat słowny nie zadomowił się w rosyjskiej poezji. Zob. o tym u W. Bibichina: "Swoistość "Boskiej komedii" Łozińskiego polega na tym, że oddając dokładnie układ oryginału, niewiele przyczynia się do jego ugruntowania w naszej kulturze. Dobór słów, konstrukcji, brzmienia sprawia, że cały skonstruowany przez niego świat pozostaje obcy. To jest chyba cecha całej [rosyjskiej] szkoły przekładu z lat 1930-50-ch. Jest wytworem swoich zimnych czasów." (В.В. Бибихин. Слово и событие. Москва, УРСС: 2001. С. 197)
Tłumacz, który chciałby dziś zmierzyć się z Łozińskim podążając tą samą drogą, czyli zachowując układ rytmiczny i układ rymów oryginału, jest skazany na porażkę (można zresztą spierać się o strukturę rytmiczną, ponieważ rosyjski pięciostopowy jamb nie jest dokładnym odpowiednikiem włoskiego jedenastozgłoskowca, ale taka zamiana jest mocno ugruntowana w tradycji, zaczynając od puszkinowskich naśladowań Dantego). Współczesny tłumacz po prostu nie posiada ani ogólnohumanistycznego tezaurusa, ani takich zasobów języka rosyjskiego, jakimi dysponował Łoziński.

Według przyjętych obecnie wyznaczników dokładności przekładu Łoziński prawdopodobnie będzie niedościgniony. Prawie niczego nie omija i prawie nie zniekształca sensu wersów Dantego. A jakże trudne i skomplikowane mogą być te sensy! Problem polega na tym, że w takich obliczeniach pod uwagę są brane, po pierwsze, znaczenia, czyli synonimy, a po drugie - nieuporządkowane słowa. Szyk wyrazów, a więc rozkład akcentów mowy, jej intonacja, nie są uwzględniane. Jednak już święty Hieronim, tłumacz Biblii (na którego powołuje się Dante) powiedział: et verborum ordo mysterium est - również porządek słów jest misterium.

Podam przykład: pierwsza tercyna Pieśni pierwszej Czyśćca.

            Per corer miglior acque alza le vele
            omai la navicella del mio ingegno
            che lascia dentro a  mar  crudele
                        (Purg. I, 1–3).

Przekład Łozińskiego:

            Для лучших вод подъемля парус ныне,
            Мой гений вновь стремит свою ладью,
            Блуждавшую в столь яростной пучине.

Dosłowny przekład:

Żeby biec po lepszych wodach, podnosi żagle
już stateczek mojego geniusza,
który zostawia w tyle za sobą tak okrutne morze.

Wszystkie sensy tej tercyny zostały przez Łozińskiego oddane. Nie będziemy omawiać przesunięcia stylistycznego "ныне", "подъемля", "стремит", "ладья"… Jak zwykle u Łozińskiego wszystko jest wyrażone za pomocą uroczystego słownictwa z idiomu cekiewnosłowiańskiego, odsunięte w rewiry poezji dawnej, czyli XVIII-wiecnej w literaturze rosyjskiej (a ściślej mówiąc, tłumacz nawiązuje do naśladowania tego "dawnego" stylu przez poetów Srebrnego wieku - Wiaczesława Iwanowa i Walerija Briusowa). Ważniejsze od stylistyki jest moim zdaniem to, co się właściwie dzieje w tej tercynie. Główne wydarzenie tercyny: stateczek podnosi żagle. Podnosi właśnie teraz, już. Podnosi w konkretnym celu, który został wskazany przed samym działaniem (żeby - pierwsze słowo). To nawet nie jest moment rozpoczęcia działania (żeglowania), tylko gotowości do rozpoczęcia. U Łozińskiego ten podstawowy czasownik jest w formie imiesłowowej, czyli jest okolicznikiem sposobu ("подъемля" - podnosząc), a samo działanie to "стремит ладью" - [geniusz] "kieruje łódź". Czyli łódź już żegluje, a na dodatek żegluje "вновь" ("ponownie"). Być może to "ponownie" dodane przez tłumacza stanowi najbardziej znaczące przesunięcie sensu. Przeszłość jest przedstawiona jako trwająca w czasie: "блуждавшую" (tę, która błądziła). Natomiast w oryginale jest czas teraźniejszy ("pozostawia w tyle za sobą"). A to, co łódeczka geniusza robiła wcześniej w "tak okrutnym morzu" nie jest ważne. Imiesłów czasu przeszłego "блуждавшую" niechcący skupia naszą uwagę na tej już zakończonej żegludze, z którą statek się rozstaje - od razu i ostatecznie, nie oglądając się do tyłu. Bowiem najważniejszy w tym fragmencie jest ruch do celu: "żeby", a nie wspomnienie przebytej podróży. Podsumowując: umknął nam ostry, momentalny stan początku czegoś nowego. I to jest niestety strata bardzo częsta w parafrazującym przekładzie - tracimy poczucie, że coś się dzieje niespodziewanie, na naszych oczach. Przekład wiersza wierszem w sposób nieunikniony jest parafrazą, oddaniem sensu innymi słowami. Nie chodzi o 'słabość' Łozińskiego - przekład parafrazujący nie może być mocniejszy. Ale to powoduje, że ogólny sens frazy czy strofy, który u Dantego zawsze zaskakuje czytelnika, niezależnie od tego, czy został napisany "wysokim" czy "niskim" stylem, w przekładzie, w mowie wiązanej bez pauz, bez wznoszeń i spadków, przeskoków i przesunięć, w swoistym dudnieniu uroczystej deklamacji, umyka uwadze*. Za każdym razem, gdy zdarzało mi się mówić o Dantem podczas wykładów czy występów, nie mogłam przytoczyć potrzebnego fragmentu w przekładzie Łozińskiego. Musiałam tłumaczyć dosłownie.

Powtórzę: nie potrzebujemy innego przekładu wierszem, tylko przekładu dosłownego Boskiej komedii, i to jak najbardziej dosłownego.

I to powiedziawszy ("jak najbardziej dosłownego") zdaję sobie sprawę, że to praca niezwykle trudna.

Po pierwsze, co do samej dosłowności. Przekład całkiem dosłowny okaże się - z wielu powodów - nieczytelny. Na przykład, z powodu "nieprzetłumaczalności" czyli braku odpowiedników pewnych słów i zwrotów w języku rosyjskim (szczególnie rozbudowanych dzięki łacinie pól pewnych istotnych pojęć, takich jak "rozum"). I po drugie, chodzi o bardzo skoncentrowany sposób pisania Dantego: trudno powstrzymać się od tego, żeby nie "wyjaśnić" czy nie "dopowiedzieć". A jeżeli zaczniemy "wyjaśniać" i "dopowiadać", to przekład prozą również stanie się parafrazą. Sens Dantego wymaga oddania nie tylko warstwy znaczeniowej, ale też jego tempa i mocy. [...]

Przytoczę jeszcze jeden przykład niewspółmierności przekładu wierszem i oryginału (z pełnym zachowaniem "sensu") i zarazem tego, jak bardzo trudna jest dosłowność.

Chodzi o dwie porażające tercyny z opowieści króla Manfreda, który chce wyjaśnić Dantemu, jak to się stało, że ktoś taki jak on, który wyraził skruchę i nawrócił się dopiero w ostatniej chwili swojego nader grzesznego życia, ekskomunikowany i wyklęty, uzyskał przebaczenie i został dopuszczony do czyśćca. Mówi tak:

  Orribil furon li peccati miei;
            
Ma la bontа infinita ha si gran braccia,
  Che prende ciò che si rivolgi a lei
  (Purg. III, 121–123).

Oto dosłowne tłumaczenie:
Straszne były moje grzechy / ale nieskończona łaska na tak wielkie ręce [ramiona] / że bierze (przyjmuje) to, co się do niej zwróci.

Ten przekład brzmi po rosyjsku dziwacznie. Trudno znaleźć rosyjski odpowiednik dla włoskiego bracciо. Dosłownie jest to ręka od nadgarstka do barku [po polsku akurat istnieje dokładny odpowiednik "ramię"], ale "ogromne ramiona" wskazują tutaj, z jednej strony, na szerokość objęcia, w którym mieści się wszystko, abbraciare, ale też na siłę i pojemność ramion, zdolnych wziąć (jak bierze się dziecko w ramiona) wszystko, co zwróci się do nieskończonej łaski. Zwróćmy także uwagę na dziwną nieokreśloność: nie chodzi o "tego, kto się do niej zwróci" tylko o "to, co się do niej zwróci". Tak dziwne wyrażenie wymaga precyzji: do łaski może się zwrócić nie cały człowiek, a jedynie coś w nim. I to coś zostanie przyjęte. Cała dziwność i trudność Dantowego określenia naprawdę oddaje to, jak niepojęta dla ludzkiego umysłu, niczym nieograniczona i niezwykle otwarta jest moc tej łaski. Obraz "ogromnych ramion" gotowych objąć czy też wziąć do siebie wszystko, co się do nich garnie, natychmiast przywołuje fragment Ewangelii, w którym ojciec wychodzi na spotkanie syna marnotrawnego i obejmuje go.(Łuk. 15, 20) — ale też doskonały, wymowny komentarz Św. Augustyna do tej przypowieści, i to wszystko Dante ujmuje w trzech słowach.

Cóż czytamy w tym miejscu u Łodzińskiego? 

Но милость Божья рада всех обнять,
Кто обратится к ней, ища спасенья.


[Lecz łaska Boża rada jest objąć wszystkich,
Którzy zwrócą się do niej szukając zbawienia.]

Czy słyszysz, czytelniku, że wszystko zniknęło? Jeżeli nie, to nie potrafię wyjaśnić.

Stajemy przed pytaniem: co robić? Nie opowiadam się za pełną dosłownością, ale całą duszą jestem za przekładem zbliżonym do dosłownego, powtórzę: zbliżonym na ile to możliwe. Pozostaje określić na ile byłoby to możliwe. Chodzi przede wszystkim o możliwości konkretnego tłumacza, który podejmuje się tego zadania. O to, czy jest zdolny zaufać własnemu językowi i czytelnikowi, nie przejmując się zanadto tym, że "po rosyjsku tak się nie mówi" i "czytelnik tego nie zrozumie".

Czy trzeba mówić, co tracimy w dosłownym przekładzie? Tracimy całą urodę i moc dantowego wiersza, którego każdy dźwięk zostaje wyryty w pamięci, umyśle i sercu i wywołuje westchnienie: tak, nie da się tego ująć w inny sposób. Tylko w tych słowach, tylko w takim brzmieniu, tylko w tym szyku. Tylko w tym stanie ducha, tak rzadkim lub wcale nieobecnym w rosyjskiej liryce:

La voce tua sicurabalda e lieta —
twój głos pewny, śmiały i radosny,

jak mówi do Dantego jego przodek Cacciaguida (Par. XV, 67).

Na zasadzie pewnej rekompensaty można zaproponować inny, leżący na przeciwległym biegunie stosunek do ciała poetyckiego Komedii: coś w rodzaju wolnych wariacji. Jak najbardziej dosłowny przekład z jednej strony i naśladująca dantejską moc i tempo wierszowana wariacja (może nawet na całkiem inny temat) z drugiej - te dwa tak odmienne brzmienia świętego poematu, "co doń społem niebo i ziemia przykładały dłonie" (Par XXV, 1 w przekładzie Edwarda Porębowicza) mogłyby stać się zalążkiem rosyjskiego Dantego. 


* Żeby oddać sprawiedliwość polskim przekładom Boskiej komedii, tak skrytykowanym przez dyskutantów LbŚ, akurat tego problemu nie ma ani w XIX wiecznym polskim przekładzie wierszem Juliana Korsaka:

Do żeglowania przez weselsze wody
Zwraca ster łódka mego geniusza,
Straszne za sobą zostawiając brody.

ani w przekładzie Edwada Porębowicza z początku XX wieku:

Ku łagodniejszej fali wzdyma płótno
Łódź mego ducha i na cichsze morze
Wpływa, za sobą mając toń okrutną

ani w najnowszym przekładzie Agnieszki Kuciak:

Obraca żagle już na lepsze wody 
ta lekka łódka mojego natchnienia, 
co przepłynęła morze złej przygody.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz