niedziela, 10 stycznia 2016

Osip Mandelsztam, Ludzkie zboże

Wiele, wiele jest ziaren w worku, jakkolwiek by ich nie przetrząsać, jakkolwiek by nie przesypywać, wciąż to samo. Żadna liczba Rosjan, Francuzów, Anglików sama w sobie nie tworzy narodu, to wciąż te same ziarna w worku, to samo zboże ludzkie, niezmielone, czystailość. Ta czysta ilość, to ludzkie zboże pragnie być zmielone, zamienione w mąkę, upieczone w chleb. Stan ziarna w bochnach chleba odpowiada stanowi indywiduum w tym zupełnie nowym i niemechanicznym połączeniu, które nazywa się narodem. I oto nadchodzi taka epoka, kiedy chleba się nie piecze, kiedy spichlerze są pełne ludzkiego zboża, lecz nie ma przemiału, młynarz zniedołężniał i zmęczył się, a szerokie błoniaste skrzydła młynów bezbronnie czekają na pracę.
Duchowy piec historii, niegdyś tak szeroki i pojemny, gorący i gospodarny piekarnik, z którego wyszło wiele rumianych chlebów, zastrajkował. Ludzkie zboże wszędzie szumi i faluje, lecz nie pragnie stać się chlebem, choć do tego przymuszają go prostaccy posiadacze, właściciele sąsieków i spichlerzy, którzy uważają się za jego gospodarzy.
Era mesjanizmu ostatecznie i bezpowrotnie skończyła się dla europejskich narodów. Wszelki mesjanizm głosi w przybliżeniu następujące: tylko myśmy chlebem, a wyście byle ziarno, niegodne przemiału, lecz możemy zrobić tak, że i wy zostaniecie chlebem. Wszelki mesjanizm jest naprzód nierzetelny, kłamliwy i obliczony na niemożliwy rezonans w świadomości tych, do kogo kieruje podobne propozycje. Żaden naród mesjanizujący i wieszczący nigdy nie został usłyszany przez inny. Wszyscy mówili w pustkę i ułudne przemowy płynęły równocześnie z różnych ust, nie zauważając siebie nawzajem.
Jest jeden czynnik, który sprzyja powstaniu i rozkwitowi wszelkiego mesjanizmu, każe narodom bredzić ustami nieodpowiedzialnych pityjskich wyroczni, który na długi czas zamienił Europę w pityjskie targowisko idei narodowych: ten czynnik to rozszczepienie politycznego i istotnego kulturowo-gospodarczego życia narodów, rozwarstwienie wymiaru politycznego i narodowego, w uproszczonym ujęciu – niezgodność granic politycznych i narodowych. Lecz w cygańskim taborze etnografii nie ma miejsca dla drapieżników, tutaj pląsa oswojony niedźwiedź, a orła uwiązano za chorą łapę. Polityczne rozbujanie się Europy, jej niestrudzone pragnienie przekrajania swoich granic można traktować jako kontynuację procesów geologicznych, wstrząsów, charakterystycznych dla najmłodszego, najdelikatniejszego, najbardziej historycznego kontynentu, czyje ciemię jeszcze nie skostniało, jak ciemiączko dziecka. Lecz życie polityczne jest katastroficzne w swej istocie. Dusza polityki, jej natura to katastrofa, niespodziewany uskok, zniszczenie. Dobrze jest mieszczanom z „Fausta” na ławeczce, popalając fajkę roztrząsać tureckie sprawy. Trzęsienie ziemi jest przyjemne z daleka, gdy nie przeraża. Jeżeli nie słychać huku wydarzeń politycznych, dla Europy, na wskroś upolitycznionej w swym odczuwaniu świata, to samo w sobie stanowiło wydarzenie:
Carów i ziemskich carstw pociecha –
Umiłowana cisza,
czyli zwyczajny brak katastrofy, był postrzegany prawie namacalnie, jako swoisty delikatny eter ciszy. Katastroficzność politycznego żywiołu sama w sobie doprowadziła do ukształtowania się w samej głębi historycznej Europy potężnego prądu, który obrał sobie za zadanie uśmiercenie życia politycznego jako takiego, zniszczenie samodzielnego i katastrofalnego żywiołu politycznego, walkę z historyczną katastrofą, gdziekolwiek i jakkolwiek się ujawni – ten prąd wydarł się z takiej głębi, że samo jego pojawienie się wyglądało jak katastrofa, lecz, wcale nie będąc katastroficznym w swej istocie, tylko przez nieporozumienie mogło zostać odebrane jako nowe polityczne trzęsienie ziemi, nowa historyczna katastrofa w szeregu innych.
Odtąd polityka umarła jako żywioł, i niech trzykrotnie będzie błogosławiony jej żywot. Wielu jeszcze mówi w starym języku, lecz żaden kongres polityczny w rodzaju wiedeńskich czy berlińskich już nie jest możliwy w Europie, nikt nie będzie słuchał aktorów, zresztą sami aktorzy już nie potrafią grać.
Więc zatrzymanie się życia politycznego Europy jako samoistnego procesu katastroficznego, zakończonego wojną imperialistyczną, zbiegło się z ustaniem organicznego wzrostu idei narodowych, z powszechnym rozpadem narodowości na zwyczajne ziarno ludzkie, zboże, i teraz w głos tego zboża ludzkiego, tej – zgodnie z obecnym niezręcznym określeniem – masy, powinniśmy się wsłuchiwać, żeby zrozumieć, co dzieje się z nami teraz i co nam zgotuje nadchodzący dzień.
Nie w młynie historii politycznej, nie w ciężkich żarnach katastrofy zostanie ludzkie zboże przemienione w mąkę. Teraz trzykrotnie błogosławione jest wszystko, co nie jest polityką w starym słowa znaczeniu, błogosławiona jest ekonomia z jej patosem powszechnego zadomowienia, błogosławiony jest kamienny topór walki klasowej, wszystko, co jest pochłonięte wielką troską o urządzenie światowego gospodarstwa, wszelka roztropność i gospodarność, wszelki lęk o wszechświatowe ognisko. Dobro w znaczeniu etycznym i dobro w znaczeniu gospodarczym, tj. całokształt sprzętów, narzędzi produkcji, powszechnego majątku zaskarbionego mozołem tysiącleci, jest teraz jednym i tym samym.
Żaden naród już nie samookreśli się w toku walki politycznej. Niezależność polityczna już nie czyni narodu; tylko rzucając swój wór na ten nowy młyn, na żarna tej nowej troski, uzyskamy z powrotem czystą mąkę – naszą nową istotę narodową.
Wstyd wczorajszego mesjanizmu jeszcze pali twarze europejskich narodów, i nie znam bardziej palącego wstydu po wszystkim, co się stało. Wszelka idea narodowa we współczesnej Europie jest skazana na nicość, póki Europa nie odnajdzie siebie jako całości, nie poczuje się osobowością moralną. Poza wspólną, macierzystą świadomością europejską niemożliwa jest żadna mniejsza narodowość. Droga wyjścia z rozpadu narodowego, ze stanu ziarna w worze do powszechnej jedności, do międzynarodowości, prowadzi przez odrodzenie świadomości europejskiej, przez odbudowę europejskości jako naszej większej narodowości.
Poczucie Europy, głuche, stłumione, uciemiężone przez wojny i waśnie domowe, powraca w obręb działających, pracujących idei. Rosja przechowała to poczucie dla Europy skrycie i żarliwie, rozpalała ten ogień zawczasu, jak gdyby niepokojąc się, że może zgasnąć. Przypomnijmy Hercena, nie jego poglądy, lecz jego europejską zaradność, gospodarność – wędrował przez państwa Zachodu jak gospodarz po ogromnych rodzimych włościach. Przypomnijmy stosunek Karamzina i Tiutczewa do ziemi Zachodu, do europejskiej gleby. I ten pierwszy, i ten drugi najsilniej czuli glebę Europy tam, gdzie ona wybrzuszyła się górami, gdzie przechowuje żywą pamięć o katastrofie geologicznej. Tutaj, w Szwajcarii, Karamzin przelał sentymentalne łzy rosyjskiego podróżnika. Alpom poświęcone są najlepsze wiersze Tiutczewa. Zupełnie swoiście na wskroś uduchowiony stosunek rosyjskiego poety do geologicznej wybujałości alpejskiego pasma górskiego można wytłumaczyć właśnie tym, że tutaj bujna geologiczna katastrofa podniosła w mocne pasma gór jego rodzimą ziemię historyczną, ziemię, która niesie Rzym i sobór świętego Pawła, ziemię, która niosła Kanta i Goethego, i dlatego tutaj
coś świątecznego się unosi,
jak niedzielna cisza.
Tak europejskie wiersze Tiutczewa są uduchowione historycznym poczuciem europejskiej gleby, i podwójną tiarą są dla poety zwieńczone europejskie Himalaje.
W dzisiejszej Europie nie ma i nie powinno być żadnej wielkości, ani tiar, ani koron, ani majestatycznych idei, przypominających masywne tiary. Gdzie podziało się to wszystko, cała masa litego złota historycznych kształtów idei? Wróciło do stanu stopu, do płynnej złotej magmy, nie przepadło; a to, co rości sobie prawo do wielkości, jest podróbką, butaforią, papier-mache. Trzeba spojrzeć trzeźwo: dzisiejsza Europa to ogromny spichlerz ludzkiego zboża, najprawdziwszego ludzkiego zboża, i wór z ziarnem jest teraz bardziej monumentalny od gotyku. Lecz każde ziarno przechowuje pamięć o pewnym dawnym helleńskim micie o tym, jak Jupiter zamienił się w zwykłego byka, żeby na swym szerokim grzbiecie, ciężko parskając, z różową pianą zmęczenia na pysku, przenieść przez ziemskie wody drogocenny ciężar – delikatną Europę, a ona wątłymi rękoma trzymała się krzepkiej kwadratowej szyi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz