wtorek, 29 września 2015

W. H. Auden, Talking to Myself / Rozmowa z Samym Sobą

Oliverowi Sacksowi

Wiosna w tym roku w Austrii przebiega łagodnie –
Przejrzyste niebo, stała aura, otoczenie
zdrowe dla żywicieli – zwierząt czy roślin:
nieśmiertelne minerały chwalą swój ład,
w którym nie zakazane jest przymusem.

Cienie, owszem, są – druki porno, wzięci księża,
I chłop z sąsiedztwa nie wylewa za kołnierz,
Lecz Tyś utrzymał Swą stateczność, szorstki tworze,
Komu Ja, stworzony obraz Boży, zgięty,
Bezczelne gusła, mam hołdować jako Mnie.

Mój doczesny domu, przyziemna domeno,
Przydzielona mi w zarząd, mój podopieczny – 
muszę zarabiać na Twój wikt, mój tutorze,
Bez czyich neuronowych rad nie mógłbym nigdy
poznać, co jest, lub wyobrazić, czego nie ma.

Z dyspozycji bierny, mniemam, nie mający
Kłów ani szponów, kopyt ani jadu, więc
Zbyt skory by dać słońcu zajść nad Twym wyziewem,
O słabym nosie, raczej czujnik zapachów,
Ze smakiem wszystkożercy biorący pieprz na ząb.

Nieprzewidzialnie przybyłeś lata temu
Wśród tej bezkresnej strugi stworzeń, wyrzygniętej
Z czeluści Ziemi. Przypadek, mówi Nauka.
Też mi przypadek! Prawdziwy cud, powiadam,
bo któż nie ufa, że on był zamierzony?

Gdy rozrastałeś się i kształciłeś profil,
Patrzyłem krzywo na Twój wygląd. Jego plan
miał być imponujący: zawiedziono mnie!
Teraz przywykłem już do Twoich proporcji –
w gruncie rzeczy, mogłem trafić znacznie gorzej.

Rzadko bywałeś kłopotliwy. Przez lata,
przyznaję, róg Cię przyprawiał o katusze
(na nic się zdało: Nie jestem zakochany!).
Lecz jak dzielnieś zwalczał inwazje zarazków,
nigdy nie karząc mnie za fochy migreną.

Jesteś też Poszkodowany: krótkowzroczny
przeze mnie, mola książkowego, z zadyszką
zwykłą u palaczy, bo to ja wpędziłem
Cię w nałóg. (Gdybyśmy obaj byli młodsi,
kto wie, czy nie zgnębiłbym Cię gorzej igłą.)

Wciąż mnie zdumiewa, jak mało wiem o Tobie.
Znam Twe wybrzeża i ujścia, bo tam rządzę,
lecz co się dzieje w głębi, zwyczaje, ryty,
Twe cieki, słone, bez słońca, to enigma:
To, w co wierzę, to pogłoski od lekarzy.

Nasz związek to dramat, lecz nie sztuka, w której
niewysłowione nie jest myślą: w tym teatrze
to, czego nie wypowiem, ogłosisz w aktach,
których raison d’etre umyka mi. Dlaczego
toczysz płyn gdym nierad, prężysz twarz gdym wesół?

Żądania zamknąć, otworzyć, przyjąć, wydać
płyną od Ciebie, to nie moja parafia
(ja mam jedynie wprowadzić rozkład godzin,
gdy możesz je zgłaszać): lecz w czym Twój uczynek,
gdy jestem w kropce między chandrą a figlem?

O sny, dość nierozsądnie, mam żal do Ciebie.
Wiem tylko, że ich nie wybieram: gdybym mógł,
byłyby poddane rygorowi metrum,
znaczyłyby, co mówią. Cokolwiek chcą donieść
nocne manie, jako poeta potępiam. 

Dzięki Twej inności, Twym jowialnym układom,
innym od mej dziedziny rozdźwięku i szału,
możesz mi służyć za godło dla Kosmosu,
jednak dla ludzkich zbiorowisk, co wiedział Hobbes,
właściwym znakiem jest niedołężny potwór.

Któż by ukuł frazę Ciało polityczne?
Państwa, gdzie żyliśmy lub znamy ich dzieje,
o szokującym zdrowiu, psychosomatycznych
stanach, łup sadystów lub drogich znachorów:
gdy czytam gazety, z Ciebie jest Adonis.

Czas, obaj wiemy, Cię zniszczy, już mnie lękiem
przejmuje nasz rozwód: widywałem straszne.
Pamiętaj: gdy le bon Dieu powie Ci Opuść go!
proszę, przez wzgląd na Niego i mnie, nie zważaj
na me żałosne Nie, lecz spieprzaj czym prędzej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz