Źródło zdjęcia
25 listopada.— Rano idę obciąć włosy
i zrobić manikiur z okazji kolacji u Lady B. Przydałyby się nowe wieczorowe
pończochy, jednak przygnębiające doniesienia z Banku, wciąż utrzymujące, że
jestem na minusie, powstrzymują mnie, do tego raczej nieprzyjemnie sformułowany
list od Panów Frippy’ego i Colemana z żądaniem zapłaty zaległości listem
zwrotnym. Postanawiam nie wspominać o tym Robertowi, ponieważ wczoraj przyszedł
rachunek za węgiel, a także przypomnienie o zaległym podatku, więc odpisuję
kulturalnie panom F. i C., że czek zostanie przesłany w
najbliższych dniach (może pomyślą, że zawieruszyła mi się książeczka
czekowa.)
Czarna suknia ze złotem została przerobiona przez Mademoiselle
bardzo zadowalająco, ale muszę pięć razy układać włosy, bo fala źle leży. Robert
niefortunnie wchodzi w chwili, gdy używam nowej, bardzo drogiej szminki, i
mocno nie pochwala efektu.
(Pod rozwagę: Czy częstsze pobyty Roberta
w Londynie, gdyby udało się go do tego nakłonić, wpłynęłyby na liberalizację
jego poglądów w tej sprawie?)
Wyrażam przekonanie, że się spóźnimy,
ponieważ Robert ma problemy z uruchomieniem samochodu, ale Robert odmawia
agitacji. Zmuszonam dodać, że dalsze wydarzenia usprawiedliwiają jego postawę,
ponieważ zjawiamy się za wcześnie, nawet zanim Lady B
schodzi na dół. Naliczyłam co najmniej tuzin hiacyntów wschodnich w wazonach w
całym salonie (z pewnością wyhodowane przez jednego z ogrodników, cokolwiek
powie Lady B. Postanawiam nie robić żadnych uwag na ich temat, ale wiem,
że to nieuprzejme.)
Lady B. schodzi ubrana w srebrną koronkową
kreację prawie zamiatającą podłogę, z nową linią talii. Mniejsza o to, czy jest
na miejscu, czy nie, ale sprawia, że wszystkie inne suknie wyglądają przy niej
staroświecko.
Oprócz nas jest jeszcze dziewięć osób,
większość z nich gości w domu gospodarzy. Nikt nikogo nie przedstawia. Zgaduję,
że pani w czymś w rodzaju niebieskiego arrasu popełniła Symfonię na trzy płcie.
Akurat gdy zawołano do kolacji Lady B. mruknęła do mnie: "Posadziłam panią przy Sir Williamie. Jest zainteresowany wodociągami,
wie pani, i pomyślałam, że pani z chęcią porozmawia z nim o miejscowych
warunkach."
Ku memu zaskoczeniu Sir
W. z miejsca przechodzi do kwestii Regulacji Narodzin. Nie umiem
powiedzieć, dlaczego i w jaki sposób ten temat wypłynął, ale zdecydowanie wolę
to od wodociągów. Naprzeciwko siedzi Robert przy Symfonii na trzy płcie.
Mam nadzieję, że się dobrze bawi.
Rozmowa staje się ogólna. Wszyscy (oprócz Roberta)
rozmawiają o książkach. Wszyscy mówimy, (a) że przeczytaliśmy Dobrych towarzyszy, (b) że to bardzo długa książka, (c) że została
wybrana na Książkę Miesiąca Klubu w Ameryce i musi się sprzedawać w ogromnych
nakładach, i (d) że Sprzedaż w Ameryce jest tym Co Się Naprawdę Liczy. Następnie
przechodzimy do Orkanu na Jamajce i mówimy (a) że to dość krótka książka,
(b) że jesteśmy nią zniesmaczeni – lub, przeciwnie, zachwyceni – i (c) że
Dzieci naprawdę takie są. W tym
momencie ujawnia się mniejszość, która Nie Może Uwierzyć, że są takie dzieci na
Świecie, które mogłyby nie zauważyć
zniknięcia Johna. Może zgodzić się na wszystko inne, ale na to nie. Dyskusja jest
bardzo ożywiona. Rozmawiam z młodzieńcem w rogowych oprawkach po mojej lewej
stronie o Jamajce, gdzie żadne z nas nie było. To prowadzi – nie wiem, w jaki
sposób – do polowania na jeleni i ostatecznie do homeopatii. (Ku pam.: To ciekawe, jeśli czas pozwoli,
prześledzić ciąg myśli prowadzący od jednego tematu do drugiego. Druga, i
bardzo niepokojąca idea: być może taki ciąg myśli nie istnieje.) Właśnie
zaczynamy wymieniać poglądy na temat hodowli ogórków w cieplarniach, gdy Lady
B. wstaje zza stołu.
Idziemy do salonu i wszystkie wołamy, jak
dobrze zobaczyć ogień w kominku. Pokój jest b. zimny. (Pod rozwagę: Czy to
dobre dla cebulek?) Pani w niebieskim arrasie rozpina włosy, które, jak mówi,
zapuszcza, i upina je z powrotem. Rozmowa schodzi na fryzury. Przygnębiona,
odkrywam, że cały świat, poza mną, znów zapuścił lub zapuszcza włosy. Lady B. mówi,
że Obecnie nigdzie już nie zobaczysz Odwróconego Boba, ani w Londynie, ani w
Paryżu, ani w Nowym Yorku. Niedorzeczne.
W trakcie wieczoru odkrywam, że niebieski arras nie ma nic wspólnego z literaturą, a jest Państwowym Inspektorem Sanitarnym,
natomiast autorem Symfonii na trzy płcie
jest blady młodzieniec w rogowych oprawkach. Lady B. pyta, Czy naprowadziłam go
na temat perwersji, zawsze mówi o tym
tak zajmująco. Odpowiadam wymijająco.
Mężczyźni wchodzą i wszyscy udają się do
sali bilardowej (akurat gdy w salonie zrobiło się trochę cieplej), gdzie Lady
B. inauguruje nieprzyjemną grę zręcznościową z bilami, wymagającą posiadania
Prostego Oka, którego większość z nas nie posiada. Robert radzi sobie świetnie.
Podbudowana czuję, że to o wiele bardziej satysfakcjonujący sposób wyróżnienia
się niż autorstwo Symfonii na trzy płcie.
Gratuluję Robertowi w drodze do domu, ale
odpowiedzi brak.
26 listopada—Robert przy śniadaniu
mówi, że już nie jesteśmy tacy młodzi, żeby zarywać noce.
Frippy i Coleman żałują, że nie mogą
pozwolić na ujemne saldo na rachunku, i uprzejmie proszą o czek zwrotny, w
przeciwnym razie będą zmuszeni, z największą przykrością, podjąć Dalsze Kroki. Napisałam
do Banku z prośbą o przeniesienie sześciu funtów, trzynastu szylingów i
dziesięciu pensów z rachunku depozytowego na bieżący. (W ten sposób zostają
trzy funty, siedem szylingów i dwa pensy, żeby utrzymać rachunek depozytowy.) Postanawiam
przesunąć płatność za dostawy mleka na następny miesiąc i zapłacić zaliczkę za
czyszczenie zamiast pełnego rachunku. Dzięki temu mogę wysłać do F. i C. czek z
odroczoną datą realizacji od 1 grudnia, kiedy wpłynie utrzymanie. Niestabilność
finansowa jest b. wymagająca.
28 listopada—Potwierdzenie od F. i
C. z zapewnieniem, że nadal są do moich usług – ale ewidentnie nie zdają sobie
sprawy, ile wysiłku kosztowało mnie wyprostowanie spraw z nimi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz