Kiedy wnoszę do lasu znój mego żywota
I twarz tak niepodobną do tego, co leśne,
Widzę odchłań, co skomląc, w gęstwinie się miota
I rozrania o sęki swe żale bezkresne.
Rozedrgana zielonym, pełnym rosy płaczem,
I nie wie, do jakiego snu ma się ułożyć,
I szuka, węsząc bólem, parowu lub jaru,
Aby go dopasować do swego bezmiaru
I zamieszkać na chwilę, i w ciszę się wdrożyć.
Czuję rozpacz jej nagą, czuję głód jej bosy,
I twarz tak niepodobną do tego, co leśne,
Widzę odchłań, co skomląc, w gęstwinie się miota
I rozrania o sęki swe żale bezkresne.
Rozedrgana zielonym, pełnym rosy płaczem,
Przerażona niebiosów ułudnym pobliżem -
Kona z męki i tęskni nie wiadomo za czem
I cierpi, że nie może na ziemię paść krzyżem.
I szuka, węsząc bólem, parowu lub jaru,
Aby go dopasować do swego bezmiaru
I zamieszkać na chwilę, i w ciszę się wdrożyć.
Czuję rozpacz jej nagą, czuję głód jej bosy,
Jej bezdomność, gałęzi owianą szelestem,
I oczy, które we mnie przez mętne szkła rosy
Widzą kogoś innego, niż ten, który jestem.
I oczy, które we mnie przez mętne szkła rosy
Widzą kogoś innego, niż ten, który jestem.
***
Когда в лес я вношу труд и пот моей жизни
И лицо, отрицающее леса
сущность,
Вижу бездну - скуля, она мечется в листьях,
Безграничные жалобы раня о
сучья.
Содрогаясь в зеленых, полных
росы всхлипах,
Ужасается зыбкому неба соседству,
Гибнет в муках, не зная, отчего
тоскливо,
Страдает, что не может крестом
пасть на землю.
Не знает, в какой сон суждено погрузиться,
И ищет, чуя болью, овраг ли,
лощину,
Чтоб ее под свою
безразмерность раздвинуть
И обжить на мгновенье, в тиши
раствориться.
Безысходность нага её, бос её
голод
И овеяна шелестом веток бездомность,
И глаза, что во мне сквозь рос
мутный осколок
Не меня различают - кого-то другого.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz